niedziela, 28 listopada 2010

Nadzór nad kształtowaniem nawyku

Przedwczoraj nie wykonywałem rytuału - a robię go codziennie 21 powtórzeń. Nie jest to koniec świata, przeanalizowałem sytuację, skorygowałem kurs i znowu regularnie ćwiczę.

Co się stało? Nie chciało mi się rano wstawać więc sobie mówiłem "zrobię to po południu". A po południu niewygodnie, jak się zje to wygibasy przewracają w żołądku, człowiek zmęczony i mu się nie chce, itp. itd. W efekcie musiałem się siłą woli przymuszać do ćwiczeń przed samym snem.

Zdecydowałem że, nie ważne co, będę wykonywać ćwiczenia zaraz po wstaniu z łóżka, przed pójściem do pracy a w weekend przed śniadaniem. Ma to dodatkowy plus bo jak idę do pracy jest mi ciepło i nie odczuwam chłodu (wczoraj spadł pierwszy śnieg w tym roku) :)

Jeżeli chodzi o kurację octową, również miała w tym samym czasie wahnięcie i przegapiłem kilka szklaneczek soku z octem, ale nie było dnia w którym bym chociaż jednej nie wypił. Wystarczyło skierowanie uwagi i już nie żadnej przegapiam. Kamienie mi nie przeszkadzają - od czasu kiedy zacząłem pić ocet tylko raz czułem lekki ucisk w okolicy woreczka żółciowego. Żadnej kolki, bólu, nic. Załatwię wizytę kontrolną i sprawdzę co się dzieje z kamieniem. Kto wie, może się zmniejszył - a jeżeli nie to i tak uważam sytuację za dobrą.

sobota, 6 listopada 2010

Życie świadome celu

Duże wrażenie zrobiła na mnie przemowa Ricka Warrena na TED Talks o życiu celowym. Rick Warren to autor superbestsellera "Życie świadome celu".

Konkretnie chodzi mi o zestawienie dwóch idei - po pierwsze jakości życia nie mierzy się materialnymi osiągnięciami tylko twoim wpływem na innych ludzi - jeżeli wywarłeś pozytywny wpływ na życie innych, twoje życie było dobre. Po drugie, człowiek przychodzi na ten świat z pewnymi talentami, dziedzinami w których ma wrodzone zdolności. Ostatecznie - miarą jego spełnienia w życiu jest to, w jakim stopniu używa swoich talentów by pozytywnie wpłynąć na życie innych ludzi.

Oto pytanie - jakie są moje wrodzone zdolności, talenty z jakimi przyszedłem na ten świat - i co z nimi robię by pozytywnie wpłynąć na życie innych ludzi, by zmienić ten świat na odrobinę lepszy?

piątek, 5 listopada 2010

Elena Filatowa

Na stronie Ukrainki Eleny Filatowej trafiłem na świetne opisy Czernobyla, walk o Kijów i pozostałości po nich oraz kilka których jeszcze nie przeczytałem ale najprawdopodobniej także pochłonę. Po prostu niesamowite, czadowe wyprawy w nieznany świat. Opis Czernobyla został nawet przetłumaczony na język polski.

Nie zdobyłem się jeszcze na przeczytanie wspomnień z łagrów...

Tak więc to mi zjadło złotą godzinę, ale nie żałuję - polecam :)

wtorek, 2 listopada 2010

Transerfing Rzeczywistości

Surfując po sieci natrafiłem na entuzjastyczne opinie o cyklu książek "Transerfing rzeczywistości" które napisał Vadim Zeland (książki, nie opinie :P ). Po przeczytaniu kilku fragmentów stwierdziłem że muszę je mieć.

To co przeczytałem o wykorzystujących ludzi konstruktach energetyczno-informacyjnych świetnie uzupełnia mój, wyniesiony z książek Pirsiga obraz świata jako piramidy gdzie kolejne poziomy stanowią agregacje prostszych elementów z niższych poziomów. Ten statyczny do tej pory obraz nagle ożył w moim umyśle dzięki tym nowym ideom Zelanda i dlatego zamówiłem już pierwsze cztery tomy. Nie mogę się już doczekać aż je przeczytam, a na razie studiuję oficjalną polską stronę transerfingu.

Dzisiaj rano wykonałem 11 powtórzeń rytuałów - za 5 dni dojdę do docelowych 21 powtórzeń. Nie tryskam energią, ale wcześniejsze znużenie minęło.

Mój ocet jabłkowy jest na wykończeniu - zacząłem z połową butelki 0,5L jaką znalazłem w domu - kupiłem dziś za 8zł butelkę 0,75L więc mam spokój na najbliższy miesiąc z hakiem. Gorzej z sokiem - wypatruję promocji - kupiłem za 7zł paczkę z trzema litrowymi sokami Tymbarku - wychodzi 2,33 za litr. Trzy litrowe soki wystarczą mi na 4 dni, więc wychodzi 1,75 na dzień, czyli ponad 50zł na miesiąc. W razie czego mogę rozcieńczać wodą albo po prostu pić z wodą - ocet jabłkowy jest dla mnie ok. w smaku.

poniedziałek, 1 listopada 2010

"Eye of Revelation" - Peter Kelder, część 1

Dawno temu przekonałem się, że najszybszym sposobem nauki jest własne działanie, w myśl powiedzenia:
Usłyszysz - zapomnisz,
Opowiesz - zapamiętasz,
Zrobisz - zrozumiesz.
Dlatego opiszę tutaj sukcesywnie, własnymi słowami książkę Petera Keldera "Eye of Revelation":

Kelder przypadkowo spotyka pułkownika Bradforda (nieprawdziwe nazwisko), starego dżentelmena mającego ponad 65 lat, łysego, chudego, zgarbionego, poszarzałego, ciężko opierającego się na lasce i kulejącego podczas chodzenia. Bradford, emerytowany oficer, służył w służbach dyplomatycznych Korony Brytyjskiej i zwiedził prawie wszystkie zakątki globu. Kelder z zainteresowaniem słucha opowieści o jego przygodach, szybko się zaprzyjaźniają i spędzają wiele wieczorów na dyskusjach. Przy jednej z takich okazji Kelder wyczuwa że Bradford chciałby mu coś powiedzieć i z trudem wydobywa z niego opowieść o tym że, stacjonując kiedyś w Indiach słyszał opowieści że grupa tybetańskich Lamów odkryła "Źródło Młodości" - starzy ludzie w tajemniczy sposób odzyskiwali zdrowie, siłę, wigor i jurność wkrótce po przybyciu do tajemniczego klasztoru lamów. Stary Bradford pragnie odnaleźć ten klasztor i odzyskać zdrowie i siły. Kelder wierzy w istnienie tego klasztoru, ale ostatecznie nie jedzie z pułkownikiem.

Po czterech latach Bradford wraca do Stanów. Kiedy spotyka się z Kelderem, ten go początkowo nie poznaje - stoi przed nim wysoki, wyprostowany mężczyzna w kwiecie wieku, o różowej karnacji, bez śladu siwizny w odrosłych włosach. Pułkownik opowiada rozemocjonowanemu Kelderowi jak odnalazł klasztor i odzyskał zdrowie i młodość stosując pięć ćwiczeń fizycznych nazywanych przez lamów rytuałami.

W ciele człowieka jest siedem czakr, wirów energii które u zdrowego człowieka wirują z wielką prędkością, a ich spowolnienie równoznaczne jest ze starością. Pierwszy z nich mieści się w czole, drugi z tyłu głowy, trzeci u podstawy gardła, czwarty po prawej stronie ciała nad linią pasa, piąty w centrum płciowym, szósty i siódmy w kolanach. Te wirujące centra aktywności u zdrowego człowieka wychodzą poza obręb fizycznego ciała, ale u starego, słabego, schorowanego człowieka z ledwością sięgają powierzchni ciała, poza centrami w kolanach. Najszybszym sposobem odzyskania zdrowia, młodości i żywotności jest ponowne wprawienie ich wszystkich w szybki ruch wirowy o tej samej prędkości. Temu właśnie służy pięć rytuałów które nie są wcale ćwiczeniami fizycznymi a praktykami duchowymi.

Dalej następuje opis kolejnych rytuałów który podam w późniejszym wpisie :)

Eye of Revelation

Przeczytałem rano książkę Keldera - ach, ten entuzjazm sprzed 70 lat :)

Jak z większością naturalnych metod uzdrawiania na efekty czeka się miesiącami. Z oceną skuteczności poczekam na własne efekty, ale jeżeli choć 1/10 tego co napisano na ten temat się sprawdzi to warto się trochę spocić. Tak, zaskakujące bo ćwiczenia nie wymagają wielkiego wysiłku a jednak się solidnie napocę i nadyszę. Komentarz co do poziomu mojej sprawności fizycznej :/

Jutro:

5 Rytuałów: 9 powtórzeń
Złota Godzina: przeczytam Keldera jeszcze raz - tym razem robiąc notatki.
Plan dnia: czystki w moim pokoju

niedziela, 31 października 2010

Ciemno wszędzie

Obudziłem się w środku nocy, więc skomentuję miniony dzień. Plan wykonałem częściowo, tzn. 5 powtórzeń tak, plan dnia nie. Wydaje mi się że to dlatego że nie włączyłem budzika - obudziłem się ok 8.30 a potem dom ożył i miałem inne rzeczy do roboty. Nie czytałem również podczas złotej godziny więc nawyk dostał w plecy.

Coś zrobiłem więc jest dobrze :)
Zwłaszcza że były to tybetańskie rytuały więc na pewno wyszło mi na zdrowie.

Następną razą nastawię budzik i przygotuję od razu coś do czytania.
Jako że właśnie teraz jest następna raza to właśnie włączyłem budzik i przygotowałem pdf z książką "The Eye of Revelation" Petera Keldera - jak zgłębiać temat to od podstaw.

Ach, i jutro rano robię 7 powtórzeń :)

piątek, 29 października 2010

kolejny dzień

Udało mi się wykonać rano 5 rytuałów :)
Miałem dzisiaj więcej energii - być może dlatego...

Zapomniałem dzisiaj o ważnym dla mnie spotkaniu - nie prowadziłem od tygodnia planu dnia - potem takie są efekty :(

Plan na jutro - powtórka, ale 5 powtórzeń rytuałów, podczas złotej godziny ułożyć plan dnia.

Być tu i teraz

Czuję się coraz bardziej zmęczony. Dzisiaj po pracy wczołgałem się na łóżko i obudziłem przed 22 - akurat z energią na długi spacer. Nurtuje mnie myśl, że być może rzeczywiście ocet ma negatywny wpływ na zdrowie - przy dłuższym jego używaniu. Mogą to być również symptomy oczyszczania organizmu więc utrzymuję kurs. Podjąłem decyzję o miesięcznej próbie i tego się trzymam.

O rytuałach czytałem a jednak żadnego nie wykonałem...

Miałem interesujący sen po południu - Jako poszukujący młody człowiek żyłem w Paryżu i pewnego dnia zdałem sobie że to w co wierzyłem i co robiłem było stekiem bzdur, oprócz spotkania pewnej osoby. Próbowałem ją odnaleźć, ale wszystkie miejsca które z nią kojarzyłem zniknęły, zmieniły się. W końcu ją odnalazłem i byłem niezadowolony z tego że nie jest taka jak ją sobie wyobrażałem. Usłyszałem w odpowiedzi

- Nie jestem tą samą osobą którą kiedyś znałeś. Ty nie jesteś tą samą osobą którą ja znałem. To miasto nie jest tym miastem którym wtedy było. Próba odtworzenia dawnych zdarzeń, dawnych odczuć jest z góry skazana na niepowodzenie. Jedyne co można zrobić to w pełni objąć teraźniejszość, być całkowicie tutaj i teraz, widzieć wszystko jak gdyby pierwszy raz.

Ta wypowiedź chodzi teraz za mną jak refren piosenki...

Plan na jutro: Wykonać rano wszystkie rytuały - z 3 krotnym powtórzeniem.

czwartek, 28 października 2010

kuj żelazo póki gorące

Rano zamiast czytać o diecie paleo szukałem informacji o 5 tybetańskich rytuałach. Nie powiem - są dla mnie istotne i planuję je zastosować, ale plan to plan :(

Po zastanowieniu coś w tym może być - mam mało energii więc codzienna gimnastyka może być bardzo wskazana - zwłaszcza taka która leczy.

Zupełnie nie chciało mi się pisać czegokolwiek na tym blogu, ale wiem dobrze że wystarczy raz się opuścić żeby potem usprawiedliwiać coraz dłuższe przerwy aż w końcu w ogóle to rzucić. Żeby wyrobić nawyk trzeba konsekwencji - tak więc zakasałem rękawy i coś napisałem.

Plan na jutro - przeczytać dokładnie opis rytuałów i spróbować je wykonać.

wtorek, 26 października 2010

Pod górkę

Dzisiejszego dnia miałem dołek. Obudziłem się z trudem, zwlokłem z łóżka, czytałem coś ale nie za bardzo pamiętam co :/

W pracy się dobudziłem, ale tak wiele się działo że prawie nie miałem czasu usiąść, co chwila coś nowego do zrobienia. Jak wróciłem do domu bolały mnie nogi więc po obiedzie położyłem się na godzinkę. Kiedy wstałem, wymasowałem stopy na rolkach aż się rozgrzały i rozluźniły. Dalej jestem zmęczony ale nogi już tak nie bolą. Na szczęście nie czuję się chory :)

Skrupulatnie pilnuję zażywania octu - rano, po powrocie z pracy i wieczorem piję szklankę soku z łyżką octu jabłkowego. Ocet jabłkowy ma 6% a zwykły 10% więc w przeliczeniu na zwykły ocet piję 1.8 łyżki dziennie. Oprócz tego piję przynajmniej jedną herbatkę miętową. Kupię jeszcze jakieś mocne miętusy.

Ocet zatrzymuje wytwarzanie cholesterolu przez wątrobę, a mięta stymuluje wytwarzanie żółci. Uboga w cholesterol żółć, przepływając przez woreczek żółciowy rozpuszcza kamienie, zbudowane głównie z cholesterolu.

Tak w skrócie przedstawia się teoria kuracji octowej. USG za miesiąc zweryfikuje jej skuteczność. Nie łudzę się że kamień zniknie - ma 3.8cm więc jest naprawdę solidny. Sukcesem będzie dla mnie jego zauważalne zmniejszenie.

Plan na jutro: Uważność podczas złotej godziny, czytam o diecie paleo.

poniedziałek, 25 października 2010

Ocet jabłkowy lepszy

Znajoma osoba usłyszawszy że piję ocet powiedziała że ocet jest niebezpieczny bo zabija czerwone krwinki, prowadzi do anemii a potem do białaczki. Przejrzałem internet i takie opinie pojawiały się - szczególnie na forach internetowych o odchudzaniu - okazuje się że dziewczyny piją ocet żeby się odchudzić.

Jednak w opinii ekspertów ocet nie wywołuje białaczki, stężony może rzeczywiście zabijać czerwone krwinki, za to jabłkowy nawet wspomaga ich wytwarzanie...

Nie ma co ryzykować - przerzucam się na ocet jabłkowy :)

Nie wystarczy samo rozpuszczenie kamieni

Jeżeli chodzi o złotą godzinę - znowu wciągnął mnie internet - może pół godziny czytałem o kamicy, reszta czasu to typowy miszmasz. Ponieważ zapisuję sformatowane przeze mnie strony internetowe jako pliki html - to czytam je w przeglądarce a stamtąd starczy tylko kliknąć na link żeby wciągnął mnie internet - kończy się na sprawdzaniu RSSów, poczty itp... Muszę coś wymyślić żeby to wyeliminować.

Przeczytałem dokładnie blog na który powoływał się kuszaba opisując rozpuszczanie kamieni żółciowych octem. Były pewne rozbieżności w ilościach przyjmowanego octu. Autor (autorka?) bloga napisał że przez miesiąc zażywał 6 łyżeczek (ok. 2 łyżki) octu dziennie, a teraz prewencyjnie raz w tygodniu łyżkę. Dodatkowo okazało się że kiedy przestał zażywać octu po pewnym czasie znowu dostał atak - już po dwóch tygodniach od ponowienia stosowania octu mógł normalnie jeść bez wywoływania kolejnych ataków.

Tak więc podwoiłem dawkę, z tym że przed wyjściem do pracy piję całą łyżkę octu w szklance soku, a po powrocie drugą (ew. 3 razy po łyżeczce).

Jak widać, samo usunięcie kamieni nie wystarcza - trzeba jeszcze usunąć przyczynę, a wg. mnie główną przyczyną jest niewłaściwa dieta. Ostatnio dowiedziałem się o diecie paleo - w dużym skrócie można opisać jej założenia tak: przez miliony lat ludzie spożywali to co udało im się znaleźć/upolować - zaledwie 10 tysięcy lat temu nastąpiła rewolucja w tym zakresie - zaczęliśmy uprawiać zboża i hodować bydło. Głównym naszym pożywieniem są teraz ziarna zbóż, tłuste mięso zwierząt hodowlanych i mleko. Owoców, warzyw, chudego mięsa dzikich zwierząt jemy o wiele mniej. Ziarna zbóż mają mechanizmy obronne, (np. gluten) do których nasze organizmy jeszcze ewolucyjnie się nie przystosowały. Mleka zwierzęcego dawni ludzie w ogóle nie pili - spróbuj wydoić dzikie zwierzę. W efekcie cierpimy na tzw. choroby cywilizacyjne które są bezpośrednim skutkiem spożywania pokarmów do których nie jesteśmy ewolucyjnie przystosowani. Dieta paleo to powrót do naszego pierwotnego sposobu odżywiania.

Przejdę na dietę paleo za miesiąc, czyli w drugim tygodniu listopada - po sprawdzeniu na USG skuteczności rozpuszczania kamienia żółciowego octem.


niedziela, 24 października 2010

Ocet mi nawet smakuje :)

Stwierdziłem że nie będę się zmuszał na siłę do czytania - podstawową zasadą ma być uważność podczas tej godziny i skoncentrowanie na chwili obecnej i dniu dzisiejszym.

Ponownie wytrzymałem pół godziny rano na czytaniu materiałów. Kiedy stwierdziłem że przestaję chłonąć informacje nastawiłem moje pomodoro (minutnik z Tesco w kształcie jabłka) na pół godziny i położyłem się z notatnikiem i długopisem pod ręką. Rozluźniałem ciało i pasywnie obserwowałem mój umysł. Kiedy moje błądzące myśli natrafiały na jakąś rzecz do zrobienia zapisywałem ją i znowu się rozluźniałem. Kilka z tych rzeczy udało mi się dzisiaj załatwić :)

Tak jak wczoraj napisałem, zacząłem moje pierwsze podejście do rozpuszczenia kamienia żółciowego. Użyłem metody opisanej na blogu kuszaby. Trzy razy dziennie piję szklankę soku jabłkowego wymieszaną z łyżeczką zwykłego octu. Dodatkowo piję codziennie przynajmniej jedną herbatkę miętową. Wrażenia organoleptyczne są jak najbardziej pozytywne - smak octu w soku jest prawie niewyczuwalny - po prostu mi to smakuje.

Zauważyłem że po wypiciu takiej szklanki soku z łyżeczką octu robi mi się gorąco. Uważam to za dobry znak :)

powolna sobota

Dzisiaj rano usiadłem przy komputerze i zacząłem czytać to co zebrałem o kamicy żółciowej. Niestety to co przeczytałem było tak przygnębiające że po pół godzinie wczołgałem się z powrotem do łóżka. Obudziłem się ok. 11 - sobota to okazja do odespania zaległości z tygodnia.

Po śniadaniu dzwoniłem do pobliskiej prywatnej kliniki aby dowiedzieć się cy można u nich usuwać kamienie żółciowe. Pani z recepcji powiedziała że oczywiście, laparoskopowo i powiedziała żebym zadzwonił do chirurga dyżurnego. Ten rozwiał moje nadzieje - w tej chwili medycyna konwencjonalna usuwa cały woreczek, a dawne metody usuwania samych kamieni przeszły do lamusa. Rozmawiałem najlogiczniej jak się da - w końcu powiedział że mógłbym porozmawiać z ordynatorem - którego muszę jednak łapać... Zobaczymy.

Oprócz różnych spraw dalej zbierałem materiały - m.in. przejrzałem cały blog kuszaby wyławiając posty powiązane z tym tematem - ten blog jest straszny w nawigacji (chyba wina bloxa), ale nie chciałem żeby mi cokolwiek umknęło - w tej chwili to jedyny chyba dla mnie punkt zaczepienia odnośnie walki z kamieniami a nie bezwolnego poddawania się wyrokom lekarzy.

Przeczytałem interesujące informacje na temat rozpuszczania kamieni poprzez zażywanie octu i będzie to moje pierwsze działanie - od jutra zacznę tę metodę stosować. Za miesiąc sprawdzę na USG czy kamień się zmniejszył. Mam nadzieję że nie dostanę żadnej kosmicznej kolki z chodzeniem po suficie...

piątek, 22 października 2010

korekta kursu

Dzisiaj obudziłem się stosunkowo szybko i zacząłem znowu wertować internet pod kątem informacji o kamieniach żółciowych. Teraz wiem że to błąd - kiedy jestem w trybie zbierania informacji odkładam jej skonsumowanie i przetrawienie na później, a przecież w tej "złotej godzinie" chodzi właśnie o pokarm informacyjny który będę trawił i przyswajał przez resztę dnia, który zdominuje moje myśli - w myśl powiedzenia "na czym się koncentrujesz to przyciągasz". Jak się można domyślić znowu nie znalazłem okruszka wiedzy który mógłbym natychmiast, dzisiaj użyć - w końcu nie szukałem go tylko wszelkich informacji powiązanych z tematem.

Tak więc korekta kursu - rano czytam jedynie zebrane wcześniej, przygotowane do czytania materiały na temat który chcę aktualnie zgłębić. Wszelkie pytania notuję - nie sprawdzam odpowiedzi na nie na internecie - zbiorę informacje na te tematy później by znów przeczytać je podczas złotej godziny.

Teraz kwestia wizyty u lekarza rodzinnego. Bez niespodzianki - zaczęła natychmiast pisać skierowanie do szpitala na zabieg usunięcia pęcherzyka żółciowego. Kiedy zapytałem czy są inne metody stwierdziła że nie. W takim razie zapytałem jaki specjalista się tym zajmuje. Wydawała się nie rozumieć pytania więc zacząłem wyliczać na palcach - nerkami zajmuje się urolog, płucami pulmonolog, a wątrobą i woreczkiem żółciowym? Stwierdziła że wątrobą zajmuje się gastroenterolog - ale kamieniami w woreczku żółciowym to już tylko chirurg.

Wydawała się zirytowana moim stwierdzeniem że usunięcie organu to działanie nieodwracalne i wolałbym wcześniej wypróbować innych metod aby usunąć same kamienie. Stwierdziła że takich nie ma. Na chwilę oniemiałem, ale policzyłem w myślach do 5 i stwierdziłem że przecież są lekarstwa powoli rozpuszczające kamienie, jest ta, no lito.... - "litotrypsja" podpowiedziała - tak, używa się tej metody ale do nerek a nie pęcherzyka żółciowego. Stwierdziłem że skoro można wyciąć pęcherzyk laparoskopowo to można przecież chyba przemieścić tą samą metodą kamienie z pęcherzyka do jelit?

Straciła cierpliwość, spytała się czego właściwie chcę na co odpowiedziałem że spodziewałem się skierowania do specjalisty, na co wypisała mi skierowanie do gastroenterologa i stwierdziła żebym na przyszłość nie przychodził tak wcześnie rano bo wtedy to przypadki nagłe. Nic nie odpowiedziałem, ale się wkurzyłem - w końcu pracuję - Jak akurat moja rodzinna lekarka nie przyjmuje po południu to nie mogę pójść do niej po pracy, muszę wziąć wolne i pójście wcześnie rano pozwala mi po prostu przyjść tylko godzinę-półtorej później do pracy. No i dla mnie kwestia mojego zdrowia jest zdecydowanie istotna :P

Teraz odwlekam wizytę u gastroenterologa bo najpierw chcę dokładnie przestudiować temat i móc zadawać rozsądne pytania i wnosić sensowne sugestie. Po prostu muszę wiedzieć jasno na czym stoję. Odpukać, ostrego napadu kolki jeszcze nie miałem więc nie muszę działać gwałtownie i w pośpiechu.

No nic. W tej chwili mam już zebranych sporo materiałów i jutro rano mogę je uważnie przestudiować w trakcie złotej godziny a nawet dłużej - w końcu jutro sobota.

Co też uczynię :)

P.S. Pamiętałem że gdzieś na necie czytałem że litotrypsję stosowano do niszczenia kamieni żółciowych. I znalazłem ten wpis na wcześniej cytowanym przeze mnie blogu. Opis jest zniechęcający, ale w tym samym wpisie jest mowa o rozpuszczaniu kamieni wstrzykiwanym igłą bezpośrednio do pęcherzyka roztworem eteru - aplikacja 12 godzin, pobyt w szpitalu 2-3 dni, 90% skuteczność, rozmiar kamieni bez znaczenia.

No ręce opadają...

czwartek, 21 października 2010

Pierwsze koty za płoty

Obudziłem się 20 minut po włączeniu się budzika (nic dziwnego).

Zacząłem przeszukiwać sieć i zapisywać strony. Preferuję czytelność i łatwy dostęp do interesujących mnie informacji, więc staram się oczyszczać strony z niepotrzebnych dodatków. Używam appletu PrintWhatYouLike - jest po prostu nieoceniony, trzeci z kolejno używanych przeze mnie apletów tego typu, pozwala wygodnie wyedytować stronę - nawet połączyć kilka stron co jest przydatne przy łączeniu stron na forach dyskusyjnych - i zapisać ją jako plik html czy pdf. Zapisuję oczyszczone strony jako html bo zajmują mało miejsca - przy otwarciu pliku grafika wczytuje się z sieci.

Zacząłem od zapytania "kamienie żółciowe dieta" bo szukałem sposobu na rozpuszczenie kamieni i uniknięcie operacji - ostatecznie usunięcie woreczka żółciowego jest nieodwracalne a swoją rolę w organizmie on spełnia. No i wyłonił się nieładny obrazek - standardowa rozmówka z lekarzem brzmi:
-"mam kamienie"
-"trzeba usunąć woreczek"
-"jak to, nawet jak uda mi się ich pozbyć?"
-"to znowu się pojawią - trzeba wyciąć i już".

Ręce opadają. Chcę się pozbyć kamieni, nie woreczka żółciowego!

Trafiłem na blog niejakiego kuszaba, który zaparł się rękoma i nogami, woreczka wyciąć sobie nie dał a wyleczył się metodami medycyny niekonwencjonalnej. I to mi się podoba :)

Tak więc taki mam cel. Wykorzystać kamienie jako wyskocznię, trampolinę która pomoże mi się wykatapultować z dotychczasowego trybu życia w nowy, zdrowszy. Łatwiej rzucać złe nawyki żywieniowe i nieruchawy tryb życia jeśli stoi się pod lufą :P

Niestety celu na dzisiaj nie wynalazłem podczas porannego czytania - miałem po prostu za mało czasu. Jednak nie da się ukryć że taki początek dnia zdeterminował mój dzisiejszy dzień, tak więc taki początek wyrabiania tego nawyku jest zachęcający.

Dzisiaj pójdę spać trochę wcześniej :)

Jutro na ósmą rano idę do lekarza rodzinnego z wynikiem USG - i na pewno będę optował za usunięciem kamieni, nie woreczka.

Może to będzie dobrym pomysłem?

Na forum Neureka napisałem:
Jest taka metoda którą załapałem od Briana Tracy - wstawaj godzinę wcześniej i poświęć tę godzinę na czytanie materiałów związanych z tym co robisz. Czy to książki, artykuły z branżowych czasopism, blogi tematyczne - po prostu czytaj uważnie z nastawieniem na wychwycenie czegoś co możesz użyć tu i teraz, dzisiaj. Kiedy złapiesz coś takiego, przerwij czytanie i dokładnie zaplanuj jak, gdzie i kiedy dziś tego użyjesz i zapisz to na kartce razem ze spodziewanym rezultatem.

Kiedy to zrobisz, napisz na kartce co zrobiłeś dobrze i co następnym razem zrobiłbyś inaczej.

Dobrym pomysłem jest założenie poświęconego temu bloga i codzienna jego aktualizacja.
Jako że najlepszym sposobem na postęp jest słuchanie własnych rad, zacznę wpisywać na tym - nie używanym dotąd blogu moje własne perypetie związane z wprowadzaniem tej Złotej godziny.

Mam nadzieję że mnie to zmobilizuje i pozwoli wykształcić ten bardzo pożyteczny nawyk.

A więc pierwsza rzecz:
Ustawiam budzik na godzinę wcześniej (zadzwoni za 2,5 godziny...)
- natychmiast po usłyszeniu sygnału wyskakuję z łóżka (inaczej nie ma szansy że wstanę :) )
- Przeglądam materiały związane z leczeniem kamieni w woreczku żółciowym (dzisiaj mi je zdiagnozowano)
- Wybieram coś co mogę dzisiaj zrobić (tak, dzisiaj :P )

cdn.